Ookami - SA
A oto i nasza historia
Historia psa kochanego i zadbanego, który jednak na loterii genetycznej wyciągnął niedobry los. Ookami, nasze pręgowane słoneczko, ma zdiagnozowane i potwierdzone SA.
Kropel cierpi na Sebadenitis i dysplazję stawów biodrowych.
Akity mamy dwie: czerwoną sukę Ren'ai Roal i psa pręguska Ookami Czandoria - po Hanabachim Halne Wzgórze i Koishi Halne Wzgórze (ale urodzonego z tych psów wtedy, gdy były już w posiadaniu hodowli Czandoria).
Kiedy zapadła decyzja, że chcemy mieć drugiego psa, u hodowców prowadzących Czandorię Ookami został „zamówiony” i spokojnie czekaliśmy na jego narodziny. Znaliśmy rasę i posiadaliśmy pewną wiedzę na jej temat, a poza tym bardzo rzetelnie podeszliśmy już do naszego pierwszego "świadomego psierzyństwa" i dużo czytaliśmy przed zaproszeniem do życia pierwszej akity. O występowaniu chorób takich jak SA i VKH wiedzieliśmy więc od początku związku z akitami.
Urodziły się cztery czerwone dziewczynki i nasz jeden śliczny, pręgowany chłopak.
Kiedy pies osiągnął wiek 2-3 lat zauważyliśmy, że Ookami jest bardzo ospały, pozbawiony energii, mało się rusza, za to dużo śpi, a jego sierść jest szorstka jak u dzika. Zaniepokoiło nas to i po kilku wizytach u weta mieliśmy diagnozę: niedoczynność tarczycy, a właściwie - dramatyczna niedoczynność tarczycy, bo pies praktycznie nie miał w ciele tyroksyny.
Zgodnie z zaleceniami zaczęliśmy podawać regularnie Euthyrox, na którym pies będzie już do końca życia. Zmiana na lepsze nastąpiła po kilku dniach i była szokująca. Nasz pies, zwany już w domu z racji nieruchawości filozofem, nagle okazał się wesoły jak szczeniak i zaczął odrabiać zaległości w ruchu bawiąc się i biegając. Odetchnęliśmy z ulgą, bo mimo zdiagnozowanej choroby widzieliśmy, że będzie można ją skutecznie leczyć.
Dopiero później, kiedy z powodu kolejnych kłopotów ze zdrowiem Okusia poszukiwaliśmy źródeł wiedzy w naukowych czasopismach weterynaryjnych dowiedzieliśmy się, że niedoczynność tarczycy u psa również ma podłoże autoimmunologiczne i często idzie w parze z SA oraz stanowi swego rodzaju sygnał ostrzegawczy, że pies może mieć problemy genetyczne.
W maju 2016 u Okusia rozwinęły się dziwne dla nas objawy. Przede wszystkim wyszły mu nagle prawie wszystkie włosy z ogona, a skóra pod nimi była brązowa w drobne plamki. Z uszu sypał się łupież. Na głowie i ciele pojawiły się przełysienia, na łapach i łokciach skóra mocno zrogowaciała i - co najgorsze - włosy wychodzące z psa miały ciemne, zlepione, tłustawe końcówki. Struchleliśmy, bo wiedzieliśmy, co to może oznaczać. Ruszyliśmy do wetów po diagnostykę, mówiąc od razu o naszych obawach co do SA.
Natychmiast zrobiliśmy wszystko, co na intuicję wydawało nam się słuszne, żeby psu się poprawiło (przeszliśmy na żywienie BARF-em, dodaliśmy suplementy typu algi, drożdże, olej z łososia (dzikiego), kwasy Omega-3, dużą dawkę wit. E i D3).
Niektórzy weci w ogóle nie wiedzieli, co to SA. Specjalista dermatolog z Gdańska mówiła nam, że alergia, że karma, że grzybica strzygąca i że ogólnie przesadzamy. Zaczęliśmy szukać po Polsce właściwego, znającego temat lekarza. Znalazłam dr Karaś-Tęczę z Warszawy. I już mieliśmy do niej jechać, kiedy pies się nagle "odchwycił" jak to mówią u nas na Kaszubach. Założyliśmy więc, że po prostu miał jakąś przemijającą dolegliwość skórną i po tych wszystkich naszych działaniach mu się poprawiło. Uspokoiliśmy się trochę.
W sierpniu 2016 zaczęły się nowe, jeszcze dziwniejsze problemy skórne.
Różowe odbarwienia na wargach i pod pyskiem, wychodzące do zera włosy z uszu, samoistne sączące się rany na łokciach, cieknące oczy. Przeraziliśmy się ponownie i wtedy byliśmy już pewni, że mamy do czynienia z poważną chorobą. Tym razem postanowiliśmy zrobić diagnostykę w naprawdę kompetentnym, sprawdzonym ośrodku.
Dostaliśmy polecenie do dr n.wet Doroty Pomorskiej-Handwerker w Lublinie i pod koniec września pojechaliśmy tam z psem. Dr Pomorska-Handwerker jest doświadczonym dermatologiem weterynaryjnym pracującym i naukowo i bardzo dobrze zna temat SA u akit.
Zrobiliśmy 1200 km w obie strony, ale było warto. Klinika dr Pomorskiej w Lublinie była w 100% trafioną wizytą. Profesjonalizm, kompetencja, znajomość tematu i doskonała obsługa. Zrobiliśmy biopsję skóry w 6 miejscach + pobrany został bioptat z nosa (odbarwienie), żeby wykluczyć VKH. Po kilku dniach przyszły wyniki: SA potwierdzone, VKH pies nie ma. W tamtym momencie SA wydawało się już diagnozą, z którą da się żyć i jakoś sobie poradzimy, a VKH... to ogromnie cierpienie dla psa.
Na naszych hodowców z Czandorii złego słowa powiedzieć nie możemy. Są rzetelnymi osobami, mamy z nimi dobry kontakt. Zgłosiłam im problem, jak tylko powstał. Bardzo się przejęli, korespondują z nami. Wiedzą, że Okuś mimo choroby jest szczęśliwym psem. Jest naszym członkiem rodziny i wiele zrobimy, żeby dobrze się czuł i funkcjonował ze swoją chorobą.
Zważywszy na genetyczny aspekt SA, postanowiliśmy zawiadomić formalnie o diagnozie psa związek kynologiczny w Polsce, bazę akit oraz hodowcę, od którego pochodzą oboje rodzice naszego Okusia. Zadzwoniłam do właścicielki hodowli Halne Wzgórze, żeby przekazać informację i byłam bardzo niemile zaskoczona przebiegiem rozmowy. Mimo, że nie dzwoniłam z pretensjami, tylko ze spokojną informacją, usłyszałam od razu, że to na pewno jest przesadzona diagnoza, a pies ma inną chorobę, tylko nikt jej nie rozpoznał, albo problemy psychiczne. Zbulwersowało mnie to o tyle, że podważanie diagnozy przez telefon, kiedy ani razu nie widziało się psa ani właściciela, raczej nie świadczy o odpowiedzialności hodowcy. Szkoda, bo przecież powinniśmy naprawiać, a nie psuć dalej rasę, a przy takim podejściu nie ma na to szans.
Mamy nadzieję, że przyszłością cudownej rasy, jaką jest akita, pokierują hodowcy z prawdziwego zdarzenia.
Okuś pozdrawia wszystkie chore akity.
Trzymajcie się i nie poddawajcie!