Tejinashi - SA
Sebadenitis u Tejinashiego Halne Wzgórze Lesoto
Osobiste podziękowania
Na początku chcę bardzo podziękować kilku osobom, które w mojej ocenie naprawdę są Przyjaciółmi Akit przez duże "P". Dzięki takim osobom i ich serdecznej empatii, psy takie jak Tejin i ich opiekunowie nie pozostają sami z problemem choroby.
- Dziękuję Kasi, wspaniałej młodej i bardzo pozytywnej osobie, (przyszłej sędzinie kynologicznej :), która jako pierwsza zwróciła mi uwagę, że coś jest nie tak z naszym psem, dała namiary na Fundację "Akity w Potrzebie" i ogólnie dała mi bardzo wiele wsparcia... Kasiu, naprawdę wiele Ci zawdzięczam i bardzo Cię cenię.
- Dziękuję Lilianie, miłośniczce akit i shib, która odważyła się mówić o trudnym i wstydliwym temacie chorób akit, dziękuję za to, że w trudnym czasie dała nam siłę płynącą z jej doświadczenia oraz poczucie, że "się uda". Dziękuję Lilko za wiele cennych rad i wartościowych ludzi, których poznaliśmy dzięki Tobie.
- Dziękuję Dariusowi, miłośnikowi akit i aktywnemu członkowi Akita Club w Niemczech, propagartorowi wszelkich działań na rzecz zdrowia akit - dziękuję za fachową "literaturę" internetową, a przede wszystkim za kompendium wiedzy o SA i VKH. Dairusu, wiem, że już od lat pomagałeś polskim akitom SA/VKH, masz ogromne serce!
Do zakupu akity przygotowywaliśmy się bardzo starannie (tak nam się wtedy wydawało), dużo czytałam o rasie, przeglądałam ogłoszenia i strony hodowli akit. Mamy niepełnosprawną córkę, która nie chodzi i właściwie jest jak duży niemowlak, dlatego zdecydowaliśmy się na pieska nieco podrośniętego, żeby już nie sikał w domu i nie gryzł wszystkiego. Znaleźliśmy ogłoszenie o sprzedaży psa półrocznego pręguska. Już wiedzieliśmy, że będzie nasz i nie mogliśmy się doczekać kiedy będziemy mieć akitkę.
Hodowla była bardzo daleko od Szczecina, ale wydawało się, że to najlepszy wybór, że hodowczyni ma duże doświadczenie, że hodowla jest naprawdę najlepsza pod każdym względem. Mailowo zamówiliśmy Tejinashiego i umówiliśmy się na odbiór w wyznaczonym dniu. Chciałam wiedzieć o naszym nowym domowniku jak najwięcej, pytałam przez maila jaki jest, co lubi, czy na coś trzeba zwrócić szczególną uwagę. Brak odpowiedzi tłumaczyłam, że hodowczyni bardzo jest zajęta i ma pewnie tysiące innych mailów. Dzień wyjazdu po psa był właściwie weekendem, bo nie zamierzaliśmy w ciągu 1 dnia przejechać znad morza w góry i spowrotem. Wreszcie pojechaliśmy dumni i podekscytowni po naszą pierwszą wymarzoną Akitę.
Na miejscu powitał nas cudowny widok – psy, akity, dużo akit w pięknej scenerii, wesołe, szczekające i nawołujące człowieka ze swych zagród. Widać było, że w hodowli wszystko było podporządkowane psom. Tymczasem widok cieszący oko, szybko przerodził się w konsternację kiedy zaraz przy furtce hodowczyni przywitała nas stwierdzeniem: „Bóg mnie chyba pokarał tymi akitami, jestem sama z tym wszystkim, już mam dosyć”. Wzbudziło to szczere zdziwienie, ale mimo wszystko byliśmy pełni zrozumienia, ponieważ rzeczywiście przy tylu psach jest ogrom pracy (miała na tamten moment 24 suki hodowlane).
Na podwórku przywitał nas Tejnashi w towarzystwie innych dwóch psów. Wąchanie, podgryzanie, pierwszy dotyk i to wrażenie, że sierść psa jest sucha, jakby szorstka (jak u wyżła czy foksteriera). Na moją uwagę, hodowczyni odparła, że „akity tak mają”. Teraz wiem, że to nieprawda (mamy porównanie do innej akity, która pojawiła się później), sucha sierść u 7-miesięcznego psa mogła już wtedy świadczyć o rozwijającej się chorobie skóry. Hodowczyni nie przedstawiła nam rodziców Tejina, powiedziała, że są w innych miejscach. Zapytałam też czemu przez pół roku nikt Tejinka nie kupił, powiedziała, że coś nie wyszło, że ktoś wpłacił zaliczkę, a potem zrezygnował, czy coś takiego.
W dalszej rozmowie hodowczyni zapytana o badania swoich akit odparła, że nie robi badań, bo np. tak popularna choroba u dużych ras, jak dysplazja może wypływać zarówno z przyczyn genetycznych jak i z rozwojowych, zatem „nie ma sensu robić badań”. Zapytana o szkolenie Tejinashi powiedziała, że nie ma potrzeby, że sami możemy go uczyć, że nie potrzeba z nim chodzić na socjalizację. W rozmowie dotyczącej żywienia hodowczyni opowiadała czym ona karmi swoje akity, że im gotuje ryż z mięsem, dała też poradnik żywienia, w którym m.in. było napisane, że nie należy psu podawać suchej karmy – zdziwiło nas jednak później to, że Tejinashi w drodze do nowego domu zwymiotował właśnie suchą karmą.
I tak dumni i nieco przestraszeni nieznanym, ale mimo wszystko bardzo szczęśliwi wracaliśmy a naszym akitkiem. Tejinashi okazał się psem bardzo spokojnym (za spokojnym), nawet nieco zalęknionym, wycofanym. Bał się głaskania po głowie, jakby się cofał, wydaje się, że długo się aklimatyzował. Do tej pory nie wiem czy to normalne, że pies mimo wszystko młody, skoro miał w hodowli dobre warunki i socjalizację, był u nas taki dziwny. Nie było w nim widać radości życia, wydawał się mieć depresję, nie witał domowników, nie cieszył się. Jako, że wtedy było lato uważaliśmy, że psu jest po prostu gorąco i dlatego tak się zachowuje. Ale pamiętam, że tam u hodowczyni jeszcze w domu kiedy siedzieliśmy chwilę też niespecjalnie interesowali go nowi ludzie, czyli my. Raczej biegał po mieszkaniu, obwąchiwał kąty, nie zareagował nawet na kota, co nas akurat ucieszyło (mamy 2 koty). Ale wtedy nie znaliśmy rasy i wszystko było dla nas nowe.
Tejin strasznie marnie jadł i to trwało ze dwa lata, niekiedy już wpadaliśmy w rozpacz. Gotowane, suche, nic mu nie pasowało. W końcu przeszliśmy na barfa i też musieliśmy się nagimnastykować co lubi, a co nie lubi. Jak się nakładało żarcie wcale na to nie patrzał, a zawołany przyszedł powąchał i potrafił odwrócić się tyłem do miski i pójść na posłanie. Czasem nie tknął nic 2-3 dni lub tylko lekko dziubnął. Rekord pobił w 2015 roku na wyjeździe kiedy nic mu nie smakowało. Nie jadł wtedy blisko 10 dni!
Tejinashi w wieku około 1,5 roku zaczął mieć wyraźne objawy choroby skóry. Zaczął tracić sierść, drapać się i dostał łupieżu. Mimo to, ponieważ był bardzo dobrze utrzymany, w czerwcu 2015 r. wziął udział w Wystawie Psów w Szczecinie i otrzymał ocenę doskonałą. Zaczęłam o wszystkim czytać w internecie, o łupieżu, o intensywnym linieniu, o suplementach. Zaczęłam kupować oleje, kwasy omega, biotynę. Potem wycofałam z diety kurczaka i wołowinę. Pocieszałam się, że to taki okres przejściowy, że wszystko wróci do normy po wylince. Wtedy na wystawie pytałam nawet hodowców, którzy byli obok nas (z okolic Poznania) co zrobić, żeby pies miał taką piękną sierść. Powiedziały, że powinien spać na dworze, wtedy będzie miał odpowiedni podszerstek.
I tak kupiliśmy Tejinowi budę i nawet chciał tam przebywać przy jego autystycznej osobowości. Pomyśleliśmy: „no teraz to takiej sierści dostanie…” ale nic takiego się nie stało. Było tylko gorzej. Przyszły chłody, a pies zaczął marznąć, piszczał, żeby wejść do domu. Biedak..., nie wiedzieliśmy, że nawet ocieplona buda jest za zimna kiedy pies nie ma warstwy porządnego podszerstka. Z problemami skórnymi oczywiście chodziliśmy do weta, pokazywałam strupki, łupież, brudne uszy. Wet nie potrafił pomóc, a pies mimo różnych suplementów i dbania o niego naprawdę najlepiej jak potrafiliśmy, marniał w oczach. Do tego sierść jego zaczęła nieprzyjemnie pachnieć.
Tak wygladał Tejin w wieku 2 lat (styczeń 2016)
Tak mijała zima 2015 r. a ja spędzałam godziny przy internecie. Przekopałam wszystkie informacje i wreszcie trafiłam na „tajemniczą” chorobę Sebaceous adenitis – łojotokowe zapalenie gruczołów łojowych. Kiedy zaczęłam się wczytywać w różne artykuły i rodowody akit dotkniętych tą chorobą, to po prostu zmartwiałam. O 2-giej w nocy po kolejnej analizie rodowodów odkryłam, że nasz Tejin ma tych samych przodków co jeden z podopiecznych Fundacji „Akity w Potrzebie”. Kiedy dotało do mnie, że prawdopodobnie przyczyną choroby skóry jest Sebadenitis, obudziłam męża i zaczęłam płakać, że to choroba genetyczna, nieuleczalna. Odtąd nic już nie było takie jak przedtem. Smutek i złość mieszały się ze sobą. Zastanawiałam się jaki błąd popełniliśmy? Ciągle szukałam informacji jak pomóc psu, dotarłam do cudownych ludzi, prawdziwych Przyjaciół Akit, którzy nas zaczęli uczyć jak postępować. Dzielili się z nami swoimi doświadczeniami, mogliśmy zawsze do nich zadzwonić. Wspierali nas też, dodawali otuchy, mówili, że nauczymy się z tym żyć, żebyśmy nie panikowali i nie stresowali psa.
W styczniu 2016 r. rozpoczęliśmy terapię olejową jaką stosuje się w Sebadenitis. Widząc Tejina chudego, wyłysiałego, niby młodego, ale z wyglądem staruszka nie wierzyliśmy, że to wszystko się uda. Ale olejowanie robiliśmy co dwa tygodnie i powoli sierść zaczęła odrastać ! Na wiosnę kiedy inne akity przechodziły wylinkę, nasz pies nie zgubił ani jednego kłaczka ! Miał piękne gęste futro !! Oczywiście sierść psa SA jest daleka od zdrowej, jest mimo wszystko nadal sucha w dotyku i lekko faluje od tego przesuszenia. Lecz kiedy po kilku miesiącach poszliśmy do weta, ten sam stwierdził, że pies wygląda dużo lepiej. Ponieważ od początku sugerowaliśmy Sebadenitis (jakoś od stycznia 2016 r.) poinformowaliśmy, że pomogła tylko terapia olejowa. Weterynarz przedtem brał zeskrobiny, badał na pasożyty, wszystko wychodziło ujemnie, sugerował, żeby najpierw zrobić badania na alergię i tarczycę, żeby wykluczyć inne przyczyny choroby.
Diagnozę objawową potwierdziliśmy 8 lipca 2016 r. Pies miał pobrane 4 wycinki skóry (biopsja), które zostały wysłane do badań w Niemczech. W opisie z dnia 22.07.2016 r. m.in. jest, że pies nie ma żadnych gruczołów łojowych i że widać dużo cech zapalenia skóry i nieprawidłowości w jej budowie. Wszystko to spowodowane jest chorobą SA, która jest chorobą autoagresywną. Komórki łojowe skóry są niszczone, a skóra pozbawiona warstwy ochronnej choruje i może być siedliskiem różnych mikrobów.
Tejin zachorował w młodym wieku i choć jest to choroba nieuleczalna, dobrze, że jest skuteczna terapia. Dobrze też, że w sumie dość szybko udało się nam uzyskać diagnozę, że nie chodziliśmy bezradni do weta przez rok, dwa, nie stosowaliśmy jakiegoś nietrafionego leczenia. To też dzięki wymianie informacji i internetowi, bo jak się okazuje psów chorych na SA i/lub VKH jest naprawdę dużo. Jest to choroba akit, o której należy mówić, żeby tacy jak my „zieloni” w temacie mogli wiedzieć, że akita „nie jest zdrową rasą” (ilu z Was przeczytało takie stwierdzenie?) lecz też, że można mieć informację jeszcze zanim kupi się wymarzonego szczeniaka. Sebadenitis jest często mylona z alergiami, dermatozami, atopowym zapaleniem skóry… Jak widać trzeba wiedzieć trochę więcej jeśli się planuje zakup akity.
Co na to hodowczyni od której kupiliśmy Tejina? Otóż nic. Na naszą informację o chorobie psa stwierdziła, że jest to „stek bzdur”. Byliśmy już przez innych uprzedzeni, że tak właśnie nas potraktuje, bo podobne słowa słyszeli przed nami inni, którzy też zgłaszali choroby psów z tej hodowli. Losem psa i jego zdrowiem się nie interesuje, za to w bardzo nieelegancki i świadczący o niskim poziomie sposób próbuje nas deprecjonować i wręcz ośmieszać przez innymi. Wynajduje w internecie różne prywatne wpisy i fotki, które wyjmuje z kontekstu i na tej podstawie próbuje wykazać, że karmimy psa odpadkami, że puszczamy samopas, że ogólnie jesteśmy głupi i nieodpowiedzialni. Myślę, że taki hodowca sam wydaje o sobie opinię i nie potrzeba tego dalej tego komentować…
Ogólnie z perspektywy czasu widzimy jak wiele błędów popełniliśmy przy zakupie akity. A nasza historia niech będzie poradnikiem na temat JAK NIE KUPOWAĆ AKITY. Cóż, człowiek popełnia błędy i trzeba się do nich przyznać. My się przyznajemy i z pewnością już ich nie powtórzymy. Szkoda, że hodowczyni tego nie potrafi, ale myślę, że bezmyślne kojarzenie obciążonych linii w końcu nie pozostanie bez konsekwencji. Jako antyreklamę tej hodowli wspomnę, że ojciec naszego Tejina nadal jest ujęty w planach hodowlanych. Wnioski z tej opowieści niech każdy wyciągnie sam.
Pozdrawiam wszystkich miłośników akit, a akitkom życzę zdrowia, bo zdrowie ważniejsze niż największe sukcesy na ringach i championaty.
Dagmara
Rodowód Tejinashiego
http://www.akitapedigree.com/details.php?id=82401