Szogun - SA
Historia Sebadenitis u Szoguna (E'TOSHIGAMI Halne Wzgórze)
Chciałbym przedstawić Wam historię Sebaceus adenitis Szoguna, jednak spróbuję w trochę inny sposób, bez wrzucania kolejnych zdjęć chorego psa, starając się w miarę obiektywnie ocenić zarówno zachowanie hodowców wobec choroby jak i całą chorobę, sposób leczenia, pomoc jaką uzyskałem od innych osób, które miały doświadczenie z tą chorobą. Nie będę jednak zamieszczać tutaj ani skanów badań, ani dokładnie Wam wskazywać jakie badania należy wykonać w tym kierunku, gdyż na pewno na przestrzeni tych kilku lat weterynaria posunęła się naprzód, a poza tym są tu osoby, które są z tematem na bieżąco, więc posiadają pełniejszą wiedzę. Jeśli kogoś tym zawiodłem to przepraszam.
Szogun (imię howodlane E’Toshigami) był szczeniakiem urodzonym w jednej z największych polskich hodowli akit 15 lutego 2007 roku. SA zostało u niego zdiagnozowane w wieku około dwóch-dwóch i pół lat. Zmarł w listopadzie 2012 roku.
Objawy choroby jako pierwsza zauważyła… w trakcie wystawy psów - hodowczyni od której go kupiliśmy. Spotkaliśmy się na pierwszej wystawie Szoguna, jednak brakowało życzliwości i radości ze spotkania z właścicielem psa, który został u niej kupiony. Pies został skrytykowany z uwagi na złą budowę, prawdopodobnie z powodu złego karmienia (!) (moim zdaniem żywienie może mieć wpływ na wygląd, ale on po prostu nie miał sylwetki typowego miśka-akity, był delikatniejszy w budowie), ale przede wszystkim usłyszałem, że coś jest nie tak z jego sierścią (choć mi się wydawało, że wszystko jest w porządku), że wygląda jak wygryziony przez mole.
Od tamtego czasu zaczęliśmy się bacznie przyglądać Szogunowi, robiliśmy biopsje, oddawaliśmy sierść do badań pod kątem grzybic i pasożytów (nużeńce i świerzbowce). Nikt nie wpadł od razu na pomysł, że przyczyną pogorszenia się stanu jego sierści może być SA. Ostatecznie zdiagnozowano u psa SA. Dużą rolę odegrał tu doktor habilitowany Jarosław Popiel z Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu, pan Darius Pollok z Niemiec, który sam mnie odnalazł na jednym z for internetowych i przekazał informację o terapii, która okazała się najskuteczniejsza i powiedział, że mogę wysłać próbkę krwi do Japonii w celu przeprowadzenia odpowiednich badań. Na wysłanie krwi do Japonii się nie zdecydowałem, ale terapię stosowałem, o czym napiszę za chwilę.
Zanim to nastąpi przedstawię Wam jeszcze parę objawów z jakimi zmagał się Szogun. Poza wymienioną wyżej „wygryzioną” sierścią, sierść zaczęła mu wypadać i pojawiły się strupy u nasady sierści, tak jakby mieszki włosowe produkowały za dużo łoju, który później zasychał i zasklepiał je i osłabiał włosy, początkowo na szyi i grzbiecie później już na całym ciele, największe na łapach i w pachwinach, do tego zmiany zapalne - owalne rumienie w pachwinach, w przestrzeniach między palcami (zaognione miejsca, z tendencjami do pęknięć i ropni), również zmiany u nasady pazurów. Został zaatakowany też nos i pysk, który pokrywał się strupami, które po zejściu tworzyły coraz większą, żywą ranę.
Wszyscy, którzy zmagają się z SA u swojej akity chyba wiedzą o czym mówię, więc przejdę teraz do leczenia. Trafiłem na naprawdę mądrych weterynarzy (Anna i Krzysztof Blicharscy), którzy choć nie mieli dużego doświadczenia z Sebaceus adenitis, wraz ze mną zdobywali wiedzę i starali się leczyć objawy i zapobiegać ich nawrotom i intensyfikacji, bez zbędnego faszerowania psa lekami, które mogły nieść skutki uboczne.
Nie ufałem cyklosporynie, więc się na nią nie zdecydowałem, bo zarówno z opowieści weterynarzy jak i z opisów przypadków medycznych w internecie wiedziałem, że może ona zarówno „zdziałać cuda” jak i wywołać silne skutki uboczne. Sterydy (np. encorton) i antybiotyki stosowaliśmy doraźnie jedynie wtedy gdy zmiany w obrębie palców i nasady pazura się nasilały i groziły dodatkowym zakażeniem lub mogły utrudniać poruszanie się psa. Owszem, sterydy i antybiotyki pomagały, ale objawy ustępowały na dwa do sześciu (ośmiu) tygodni i potem wracały, stopniowo leki te działały coraz słabiej. Uważam, że najlepiej sprawdziły się terapie naturalne i wspomaganie organizmu psa kwasami tłuszczowymi, witaminami i minerałami (do jedzenia lub do paszczy podawałem tran, olej z pestek winogron, olej lniany itp.). Na skórę najlepsze było olejowanie i kąpiele z użyciem szamponów, ważne jednak by szampony nie były wysuszające, lecz również nawilżające lub delikatnie natłuszczające.
Terapia wyglądała następująco: najpierw smarowałem psa maścią nagietkową (o konsystencji białego kremu lub wosku pszczelego, czy żywicy), która zmiękczała zrogowaciały naskórek i umożliwiała usunięcie największych strupów. Następnie smarowałem psa olejem z dziurawca tak by jak najwięcej go dostało się do samej skóry i, o ile nie miał on żadnych ran pozwalałem mu chodzić luzem w ogrodzie przez dwie godziny (w zimie siedziałem z nim w piwnicy lub trzymałem go tam zamkniętego) albo też szedłem z nim na długi spacer po okolicy. Z uwagi na możliwość wystąpienia poparzeń słonecznych czy alergii robiłem to albo w godzinach porannych albo popołudniowych, kiedy słońce już tak nie operowało. Na akitę, w zależności od stopnia nasmarowania i zakresu zmian skórnych schodziły przynajmniej dwie-trzy buteleczki oleju z dziurawca. Można go kupić w sklepach zielarskich we Wrocławiu przynajmniej w kilku miejscach (np. przy ul. Krupniczej, Kościuszki), od ręki lub na zamówienie po maksymalnie 3-4 dniach. Z innymi ziołami nie próbowałem, gdyż dziurawiec przynosił zadowalające efekty.
Starałem się smarować psa w miarę regularnie, w zależności od nasilenia objawów, co dwa – trzy tygodnie lub przynajmniej raz na miesiąc – półtora. Cudów jednak nie ma. Choć stan Szoguna się poprawił i pod koniec życia skóra była w miarę zaleczona, to i tak sierść pozostawiała wiele do życzenia – była przerzedzona, włosy matowe (nie licząc tłuszczu z oleju z dziurawca) a zmiany chorobowe na pysku utrzymywały się praktycznie cały czas, zwiększając lub zmniejszając swój zasięg.
W końcu niestety Szogun zdechł, o ironio, choć na skutek choroby i podawanych leków jego wyniki się pogorszyły, to nie one same były przyczyną śmierci ani też nie Sebadenitis, bo wyglądał naprawdę przyzwoicie i sąsiedzi i znajomi to zauważali, ale prawdopodobnie na skutek zawału lub wylewu – usłyszałem przeraźliwe wycie psa na dworze i jak wyszedłem zobaczyć co się dzieje zastałem go w drgawkach na ganku by po chwili stwierdzić, że pies nie żyje (pojawiło się zasinienie w pachwinach i na języku)…
Niestety, nie ma cudów, walcząc z Sebaceusem przygotuj się na to, że twój pies będzie zawsze tłusty, nie tylko on, ale również twój dom. Dla mnie najtrudniejsze było gdy ludzie na ulicy pytali się co się dzieje z psem, czy to ten sam pies, który był taki piękny, od weterynarzy zaś dowiedziałem się, że niektórzy mnie posądzają o zaniedbanie psa…
Dla wszystkich, których akita ma problemy ze skórą, o ile nie są przekonani do diagnoz „swojego” weterynarza i nie chcą leczyć psa w ciemno, „po objawach”, radzę skonsultować psa z innymi weterynarzami i zrobić również badania w kierunku SA. Nie ma sensu leczyć psa sterydami i antybiotykami, jeśli naturalne metody mogą pomóc. Uważam, że dobry obserwator może po ocenie sierści stwierdzić, że coś jest nie tak zanim zaczną się pojawiać zmiany skórne – strupy, łój, zaczerwienia.
Tak czy siak, nie poddawaliśmy się, Szogun też. Nie wyobrażam sobie nie walczyć o jego zdrowie, to był członek rodziny i bardzo przeżyłem jego stratę. Nauczony własnymi doświadczeniami, jak również pod wpływem historii, które są zamieszczane na tej stronie, utwierdzam się w przekonaniu, że akita inu, mimo że jest rasą pierwotną (przynajmniej z założenia, bo wiemy, że po drugiej wojnie światowej była tworzona praktycznie od podstaw), nie jest tak odporna i zdrowa jak byśmy sobie tego życzyli jako miłośnicy psów. Podkreślam, miłośnicy. Jestem negatywnie nastawiony do hodowców, którzy mają po kilka, kilkanaście psów, którzy nie wprowadzają do swoich hodowli nowych genów tylko, tak jak w przypadku Szoguna sprawiają, że np. suka XX ze strony ojca jest babką mojego psa a ze strony matki prababką. Cudów nie ma, jeśli hodowla H. ma kilkanaście psów w mniejszym lub większym stopniu ze sobą spokrewnionych, to nawet dopuszczenie 2-3 suk do psów z innej hodowli nie daje wystarczającego „zastrzyku świeżych genów”. W związku z tym uważam, że ZKwP powinien w przypadku takich ras jak akita wręcz nakazywać krzyżowanie psów z psami z innych krajów czy też zupełnie (jeśli to możliwe) ze sobą niespokrewnionych i znacznie bardziej wnikliwie odnotowywać ilość przypadków chorób u psów z konkretnej hodowli.
Nie robi już na mnie wrażenia ilość certyfikatów, championów, zdobytych pierwszych miejsc na wystawach, zwłaszcza w obliczu tego, że ta „renomowana hodowla” z której był Szogun jest teraz przez wielu z Państwa piętnowana i wiele psów z ich chowu zachorowało na SA. Poza tym, psy te nie dożywają tam psiej „emerytury”, po kilku latach „okresu rozrodczego” słuch po nich ginie.
Wiem, że w przypadku hodowców trudno o uczciwość i normalne ludzkie podejście do kogoś kto chce kupić psa dla siebie, bo wielu z nich jest nastawionych na zysk, który mogą osiągnąć przez kolejne tytuły swoich psów, koneksje z innymi wystawcami czy w strukturach Związku. Wielu z tych hodowców jest „najmądrzejszych”, nie akceptuje albo nie rozumie tego, że ktoś chce mieć psa „dla psa” – dla jego charakteru, wyglądu a nie dla wystaw, szczeniaków czy splendoru. Wychodzę z założenia, że jeśli płacę za psa kilka tysięcy złotych to jest to moja sprawa czy chcę go wystawiać czy nie, oczekuję od hodowcy wsparcia i tego, że w miarę możliwości gwarantuje mi jego zdrowie, odchowanie i wstępną socjalizację. Poza tym, jeśli płacimy za coś znaczną kwotę, to liczymy że idzie też za tym jakość. Liczę też na prawdomówność hodowców, pomoc i kontakt, o ile ja i oni będziemy tego chcieli w przyszłości. Może brzmi to za idealistycznie, ale chyba większość z ludzi jest nastawiona na uczciwość i dobre relacje.
Podsumowując, życzę wszystkim miłośnikom i właścicielom Akit, by ich psy były jak najdłużej zdrowe i żeby zarówno SA jak i VKH je ominęły. Zdaję sobie sprawę, że w ciągu tych kilku lat od kiedy wykryto SA u Szoguna, a nawet od jego śmierci, są nowe metody diagnozy i leczenia, dlatego mój wywód proszę traktować przede wszystkim jako podzielenie się własnymi doświadczeniami. W miarę możliwości chciałbym Państwu pomóc, ale wiem, że ludzie, którzy się obecnie borykają z SA u swoich akit i weterynarze mają na ten temat większą wiedzę.
Pozdrawiam
Piotr G.
Rodowód Szoguna - E'TOSHIGAMI HALNE WZGÓRZE
http://www.akitybaza.freshsite.pl/etoshigamihw.html